niedziela, 31 maja 2009

Pokojowy Dzień Matki

Dzień Matki: kwiatki i laurki. Dzień deklaratywnego szacunku dla matek w kraju, w którym nie wolno ci decydować czy chcesz być matką, w którym miliony wydaje się na piłkę nożną, ale zawsze brakuje pieniędzy żeby utrzymać dom dla matek bitych przez mężów. Dzień fanfar, ale nie dzień ściągalności alimentów.
A jednak Dzień Matki ma historię i to nie byle jaką. W 1870 roku Julia Ward Howe, amerykańska poetka i sufrażystka, napisała i ogłosiła Proklamację Dnia Matki. Jako osoba aktywna politycznie i matka szóstki dzieci, uważała, że branie w swoje ręce odpowiedzialności za najważniejsze sprawy kraju, jest nie tylko przywilejem, ale obowiązkiem kobiet.

Tekst Proklamacji jest jednym z przykładów na to, jak macierzyństwo, tradycyjnie używane aby wykluczyć kobiety ze sfery władzy i decyzji, może być również potężnym argumentem za uprawnieniem kobiet i uzasadnieniem ich dostępu do władzy. Macierzyństwo polityczne jest fascynującym zagadnieniem i jestem bardzo ciekawa innych jego przejawów… Oprócz tego proklamacja jest bardzo wzniosłym tekstem, skierowanym do kobiet i mobilizującym je do działania. Pokazuje, że pierwotne znaczenie Dnia Matki było przede wszystkim antywojenne.
W kontekście Proklamacji Dzień Matki zyskuje jeszcze jedno znaczenie: nie jest to dzień, którym mama czeka na kwiatki, ale dzień, w którym kobiety „porzucają swoje domy” by spotkać się razem i razem wziąć sprawy w swoje ręce. Julia Ward Howe zorganizowała cykl takich spotkań i doprowadziła do ustanowienia Pokojowego Dnia Matek w 18 północnych stanach w 1873 roku. Ta tradycja była kontynuowana na przykład w Zachodniej Virginii, gdzie Anne Reeves Jarvis zainicjowała obchody Dnia Przyjaźni Matek, w celu pogodzenia rodzin poróżnionych przez wojnę secesyjną.
Poniżej moja próba przekładu Proklamacji (jeśli macie lepsze propozycje, to ślijcie!), tekst oryginalny i krótki film wyprodukowany przez Brave New Films, w którym Proklamację czytają współczesne kobiety: Gloria Steinem, Vanessa Williams, Felicity Huffman, Fatma Saleh, Alfre Woodard, Ashraf Salimian i Chritine Lahti. Miłego czytania wszystkim mamom i kobietom aktywnym politycznie!


Proklamacja Dnia Matki

Powstańcie wszystkie dzisiejsze kobiety!
Powstańcie wszystkie, obdarzone sercem,
Ochrzczone wodą, lub łzami!

Powiedzcie twardo:
“Nie pozwolimy, żeby najważniejsze sprawy rozwiązywały nieodpowiednie strony,
Nasi mężowie nie będą przychodzić do nas, cuchnący rzezią, po aplauz i pieszczoty.
Nasi synowie nie zostaną nam zabrani, aby oduczyć się
Wszystkiego, czego zdołałyśmy ich nauczyć o cierpliwości, miłosierdziu i dobroci.
My, kobiety jednego kraju, jesteśmy zbyt czułe na los kobiet krajów innych,
By pozwolić szkolić naszych synów w ich synów ranieniu”.

Z łona zniszczonej Ziemi, razem z naszym, wydobywa się głos.
Mówi: „Porzućcie broń! Porzućcie broń! Miecz, który morduje, nie czyni sprawiedliwości!”.
Krew nie zmywa naszej hańby, przemoc nie dowodzi własności.
Tak jak mężczyźni często porzucali rolę na wezwanie wojny,
Niech teraz kobiety opuszczą swych domów ostatki, by wyruszyć na wielki dzień rady.

Niech spotkają się pierw jako kobiety, by opłakać i upamiętnić poległych.
I niech do zgody dojdą uroczyście,
Jak wielka ludzka rodzina ma żyć w pokoju,
Każdy święte wyciskając na swej przyszłości piętno - boskie, nie cesarskie.

W imię kobiecości i ludzkości, proszę z wielką powagą,
Aby odbyło się walne zgromadzenie kobiet wszystkich nacji
W miejscu uznanym za najodpowiedniejsze
Najwcześniej jak to tylko dla nich jest możliwe
By krzewić wszystkich narodów przymierze
I pokojowe rozstrzygnięcie sporów świata,
Oraz wielkie i powszechne pragnienie pokoju.




Mothers' Day for Peace Daclaration

Arise, then, women of this day!
Arise, all women who have hearts,
Whether our baptism be of water or of tears!

Say firmly:
"We will not have great questions decided by irrelevant agencies,
Our husbands will not come to us, reeking with carnage, for caresses and applause.
Our sons shall not be taken from us to unlearn
All that we have been able to teach them of charity, mercy and patience.
We, the women of one country, will be too tender of those of another country
To allow our sons to be trained to injure theirs."

From the bosom of the devastated Earth a voice goes up with our own.
It says: "Disarm! Disarm! The sword of murder is not the balance of justice."
Blood does not wipe out dishonor, nor violence indicate possession.
As men have often forsaken the plough and the anvil at the summons of war,
Let women now leave all that may be left of home for a great and earnest day of counsel.

Let them meet first, as women, to bewail and commemorate the dead.
Let them solemnly take counsel with each other as to the means
Whereby the great human family can live in peace,
Each bearing after his own time the sacred impress, not of Caesar,
But of God.

In the name of womanhood and humanity, I earnestly ask
That a general congress of women without limit of nationality
May be appointed and held at someplace deemed most convenient
And at the earliest period consistent with its objects,
To promote the alliance of the different nationalities,
The amicable settlement of international questions,
The great and general interests of peace.


Czytaj dalej...

środa, 20 maja 2009

Uczelnia jak facet: musi mieć kasę!

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego błysnęło subtelnym seksizmem. "Za z Unii Europejskiej pieniądze". Miało być dowcipnie i dla młodych. Wyszło jak zwykle. Urzędnicy potrzebują szkoleń z gender mainstreamingu. Albo kolejnych pięćdziesięciu lat feminizmu w Polsce.
Zobaczcie spot i komentarz.

Spot Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego

Facet musi mieć kasę. To jest moje życiowe credo. Uwaga biedni faceci; w wyścigu o moją rękę odpadacie w przedbiegach. Tu obowiązuje cenzus majątkowy.
Trzeba się cenić. Wszystkie kobiety to wiedzą.

A poważnie, niby szczegół, a jednak trafienie kulą w płot. W spocie dziewczyna i chłopak radzą koledze, żeby dobrze się zastanowił, jaką wybierze uczelnię. W tym celu porównują uczelnię do potencjalnej partnerki i partnera. I pokazują, co ich zdaniem liczy się przy wyborze.
Kobieta "musi ci odpowiadać".
Facet "musi mieć kasę". Na laboratoria. Tu dowcip twórców kuleje, bo ja na przykład nie wiem czemu facet koniecznie musi mieć na laboratoria...
Mam na myśli to, że reklamówka sugeruje, że mężczyźni kierują się generalnie jakimiś subiektywnymi kryteriami, a kobiety po prostu stanem portfela kandydata. W sensie interesowne są, sprzedają się, tylko myślą jak się dobrze wydać za mąż i jak najszybciej przestać pracować i iść na wieczny macierzyński. Wiem, że ten sygnał może się zdawać subtelny, ale jest niezaprzeczalnie chamski.
Właściwie sugeruje to samo, co seksistowskie teledyski czarnych raperów. Wielcy czarni faceci dygają tam obwieszeni kilogramami złota i diamentów, oparci o drogie samochody, a lasencje tłoczą się wokół nich trzęsąc ciałem i robiąc na prawdę nieinteligentne miny. Raperzy śpiewają z grubsza taką piosenkę:

"Patrz jak mam dużo kasy
Na prawdę się postarałem
Mam teraz te samochody
Złoto i dolary
Mam mnóstwo dziewczyn
Setki setki dziewczyn
Mam mnóstwo pieniędzy
I setki setki dziewczyn"

Reklamówka Ministerstwa zniesmacza tym bardziej, że jest zrealizowana "za z Unii Europejskiej pieniądze". A każdy projekt realizowany z tego źródła powinien uwzględniać w sobie strategię horyzontalną równouprawnienia płci (przez gender mainstreaming). Ten spot jej nie realizuje, o czym można by poinformować sposnsorujące go fundusze.

Jednak ta reklamówka to mały pikuś przy teledysku, który ma reklamować Uniwersytet Szczeciński. Teledysku już nie zobaczycie, ponieważ po protestach studentek i studentów, Uniwersytet usunął go z internetu. W reklamówce starszy student udzielał młodszemu rad dotyczących studiów. Generalnie przekonywał go, że nauka na Uniwersytecie Szczecińskim to studia łatwe, lekkie i przyjemne, co było ilustrowane sekwencjami, w których tańczy z dziewczynami, albo siedzi przy romantycznej kolacji. Do tego komentarze z przymrużeniem oka. Dziewczyny zostały pokazane jako element rozrywki. Nieme, na pewno nie zajmujące się nauką, stanowiły element klubowego krajobrazu i nie uczestniczyły w ogóle w dialogu dwóch chłopaków. "Studentki przedstawione są jako słodkie idiotki, które umilają czas chłopcom" - powiedziała szczecińskiej Gazecie Wyborczej Marta, jedna ze studentek, która sprzeciwiła się takiej reklamie swojego uniwersytetu.

Nie wiem swoją drogą, jak reklamówka Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego z facetem, który musi mieć kasę, ma zachęcić dziewczęta do studiowania nauk ścisłych, skoro odwołuje się do seksistowskiego stereotypu.
A zachęcać dziewczęta warto. Po pierwsze dlatego, że są w naukach ścisłych niedoreprezentowane. Już w podstawówce zniechęca się dziewczynki do matematyk i nauk ścisłych, kierując ich zainteresowania w kierunku przedmiotów humanistycznych. Nieświadome nawyki nauczycieli i nauczycielek sprawiają, że dzieci dostosowują się do ich oczekiwań i na nowo potwierdzają stereotyp: chłopcy są dobrzy z matematyki, dziewczynki z polskiego.
W ten sposób marnuje się niemal połowa matematycznego i technicznego potencjału młodego pokolenia. Większość dziewczynek nie dostanie szansy, aby rozwijać swoje zdolności w tym kierunku. Mogą pokonywać wiele przeszkód: być dobre w liceum z przedmiotów ścisłych, zdać na studia, powiedzmy, mechatronikę, nawet zostać na uczelni. Ale na każdym etapie napotkają przeszkody, które powodują, ze dziś bardzo mała część pracowników naukowych wyższego szczebla na kierunkach technicznych to kobiety.
Drugi powód, dla którego warto zachęcać młode kobiety do studiowania i pracowania w dziedzinach technicznych i ścisłych, jest taki, że różnorodność się opłaca. Im bardziej zróżnicowana grupa, tym bardziej innowacyjne ma pomysły. Kobiety mogą wnieść do tych dziedzin swój potencjał i swoje spojrzenie na świat.
Trzeci powód jest równościowy: w zawodach związanych z nowymi technologiami i informatyką można po prostu dużo zarabiać. Jeżeli zwiększyłby się udział kobiet w tych zawodach, zmniejszyła by się luka zarobkowa (pay gap), czyli różnica między zarobkami kobiet i mężczyzn.
Dokładniejsze dane na stronie projektu Gender Awareness Participation Process i na polskiej stronie projektu. Rozmowa z profesorem Sińczuchem z Ośrodka Badań Młodzieży dostarcza na prawdę ciekawych przykładów.
Znalazłam jeszcze jedną stronę, dla młodszych dziewcząt: Girls Go Tech. Są na niej nawet gry dla dziewczyn, które mają im przybliżyć informatykę.
I takie: Girls' Day, Female Engineers Pushing Innovation in Companies.

W Polsce ta potrzeba zwiększenia ilości dziewcząt na politechnikach została już zauważona. I pojawiły się pewne działania, na przykład duża akcja Dziewczyny na Politechniki. Polskie politechniki robią dni otwarte dla licealistek i oprowadzają je po swoich wydziałach. W ten sposób dziewczyny mogą się dowiedzieć więcej o studiach i zacząć je rozważać na poważnie. Są też warsztaty i konferencje.
Politechnika Warszawska na swojej stronie umieściła wstęp:

"Dziewczyny z Placu Politechniki
Ambitne, zdeterminowane, utalentowane - dziewczyny z Politechniki Warszawskiej nie muszą udowadniać, że są równie dobre jak ich koledzy. Czasami nawet lepsze..."

Czyli można! Gdyby taka akcja dotarła do mojego liceum, kto wie, może byłabym dziś panią informatyczką. W każdym razie dziś, jeśli miałabym studiować drugi kierunek, to tylko komputery ;)

Akcja Dziewczyny na Politechniki jest bardzo godna pochwały. Wpadki zdarzają się w sferze, że tak powiem, PR-owej. Przykładem takiego faux pas była podstrona Politechniki Warszawskiej ze zdjęciami kandydatek na Politechnikę z opcją głosowania na najpiękniejszą. Podstronka, o której dowiedziałam się w marcu tego roku, zawierała zdjęcia dziewczyn w pozach jak z kalendarza: mizdrzyły się do obiektywu w obowiązkowym kasku na głowie i brały udział w internetowych wyborach miss. Strona dziś jest niedostępna: nie wiem, czy na skutek protestu, czy po prostu miss już wybrano i nieaktualna. Moja koleżanka, absolwentka tej samej Politechniki, była zniesmaczona („Jestem z Politechniki. Ten konkurs to dla mnie KWAS”) i napisała nawet list do koordynatorki akcji. List był w tonie spokojnymi przyjaznym i w takim też tonie była odpowiedź. Pani koordynatorka stwierdziła, ze to raczej nie jest seksistowskie. "Chodzi bardziej o to, aby tak trochę przekornie przeciwstawić się stereotypowi studentki politechniki - babo-chłopa". Przyjaciółka odpowiedziała jej szeregiem argumentów (miedzy innymi "Konkursy piękności to ikona seksizmu"). I dodała, ze jako studentka politechniki nigdy nie czuła się tym stereotypem babo-chłopa zaatakowana.
Pani koordynatorka akcji z uniwersytetu na prawdę miała dobre chęci i nie widziała w konkursie nic złego. Chciała przełamać sprzeczność kobiecość - technologia "ukobiecając" studentki. Problem w tym, że sprzeczności męskość - technologia nie ma. A kobiecość studentek poprzez konkurs piękności jest redukowana, a nie wzbogacana. Uporczywe przypominanie o ich urodzie (kobiecej, cielesnej i "nie - technicznej"), nie pomaga studentkom osiągać sukcesów na politechnikach. Przeciwnie. Takie przypominanie to przeprosiny za sukces. Przepraszam, że tu jestem. Studiuję informatykę, ale nie bój się, tak na prawdę jestem tylko niegroźną kobietą. Ugnij nogi, uśmiechnij się. Przeproś.

Najnowszy Spot Ministerstwa Nauki, od którego zaczęłam cały ten artykuł, mówi o kierunkach zamawianych, na których dostaje się 1000 złotych stypendiów i ma się zagwarantowaną pracę. Gdyby Ministerstwo, zgodnie z europejskimi wytycznymi i praktycznymi potrzebami uniwersytetów, chciało przekonać młode kobiety, że warto studiować nauki przyrodnicze czy informatykę, cały spota trzeba byłoby przemyśleć na nowo. Przede wszystkim kandydatką, która stoi przed trudnym wyborem, musiałaby być dziewczyna. Mogłaby jej doradzać jakaś starsza dziewczyna, imponująca młodszej wiedzą i profesjonalizmem, obyciem z komputerami i tak dalej, która ukazałaby jej świetlaną przyszłość w zawodzie biochemiczki lub informatyczki. Bez rad o dobrym zamążpójściu, dodam.
Od obecnego spota lepszy byłby nawet spot z dwójką bohaterów, płci obojga, w każdym razie taki, w którym dziewczyna wkracza na tę ścieżkę rozwoju zawodowego, a nie jest tylko poboczną bohaterką. Może nosić okulary, tak jak ten chłopak.
Wymyślenie równościowego spotu na prawdę nie jest trudne... Ja mogę to zrobić za drobną opłatą choćby dziś.




(A teraz prośba na temat, bo informatyczna :) czy ktoś lub ktosia mogłaby mi poradzić jak zaembedować takiego spota jak ten na początku posta? Na you tubie dają adres do embedowania, a tutaj spot był we flaszu i nawet nie bardzo wiedziałam jak go ściągnąć na kompa w celu zuploadowania... Prosze o rady w komentarzach jeśli łaska)

Czytaj dalej...

"Życie rodzinne świstaka" - recenzja

Lekka Lektura Dla Lesbijek. Moja recenzja na Feminotece.
Link do recenzji na Feminotece
Czytaj dalej...

sobota, 16 maja 2009

The Origin of Love...


Był film w Ufie... :) Jakie to piękne!
Czytaj dalej...

Niektóre nasze koleżanki nigdy nie powiedziały rodzicom...


Czytaj dalej...

piątek, 15 maja 2009

Homofobia na uniwersytecie. Przyjazd Camerona i reakcje

Wszyscy wiecie co mówił pan Cameron na konferencji studentów UKSW. Dał też wywiad Rzeczpospolitej: Homoseksualiści są jak narkomani
To, co mówił amerykański działacz homofobiczny w Polsce i przez kogo był przyjmowany, było mocno niepokojące. Wygląda na to, że agresywne poglądy wykazujące niepokojące podobieństwa do polityki Trzeciej Rzeszy, przedostały się w polskiej debacie publicznej na pozycje "normalnego centrum".
Komentarz Tamaryi na blogu UFY: Cameron - z tym panem nie pogadam
Czytaj dalej...

środa, 13 maja 2009

¡Que se vayan todos!

Ameryka Łacińska daje nadzieję. 2001 - 2002 Argentyna: "Pierwsza narodowa rewolta przeciwko współczesnemu nieograniczonemu kapitalizmowi". Po Argentynie następne...
Link do artykułu Naomi Klein z "The Nation".
All of them must go!
Czytaj dalej...

Film o Ungdomshuset w Muranowie


W czwartek w Muranowie będzie pokaz filmu "69" o kopenhaskim skłocie Ungdomshuset. Tak na prawdę to nie był skłot tylko takie centrum niezależnej kultury. Mieścił się na ulicy Jagtvej 69 (stąd tytuł filmu), w tym samym domu, w którym ustanowiono Międzynarodowy Dzień Kobiet :) Ungomdshuset znaczy "dom młodych". Od 1987 roku, jako Dom Robotniczy, był siedzibą rodzących się ruchów robotniczego, kobiecego, studenckiego. Od lat 60 kolejne pokolenia młodzieży używało Domu jako miejsca koncertów, spotkań, jako wspólnej, publicznej przestrzeni. Aż do marca 2007 roku, kiedy po długim konflikcie nowe, prawicowe władze miasta zburzyły zabytkowy dom i sprzedały ziemię fundamentalistycznemu ruchowi "Dom Ojca"... Po wyburzeniu, młodzież, która działała w Ungdomshuset zdemolowała jedną z głównych ulic Kopenhagi, a potem demonstrowała regularnie co czwartek, domagając się od miasta nowego Domu. Zobaczcie historię Ungdomshuset, warto.

14 maja, godz. 20.00, bilet 10 pln
Tytuł: "69", reż. Nikolaj Viborg, Dania 2008, 60 min
Po projekcji spotkanie z reżyserem.

więcej zdjęć ungdomshuset

Czytaj dalej...

poniedziałek, 11 maja 2009

Why We Fight. Czemu walczymy.

Na początek film "Why we fight" o wojnie prowadzonej przez USA. Polskie wojska też stacjonują w Iraku. W tej chwili polska armia dowodzi okupacją strefy Centrum - Południe, jednej z czterech stref okupacyjnych Iraku.
Dlaczego USA zaatakowało Irak i co to oznacza dla pojedynczych uczestników tej wojny?

Zobaczcie:

ha, ciekawe, czy udało mi się zaembedować ;)

Myślę ,że film pokazuje...

Myślę ,że film pokazuje ważną rzecz, o której myślałam od dłuższego czasu. Niektórzy obywatele krytykują wojny, które prowadzi ich własny kraj. Nie identyfikują się z polityką, którą prowadzą przywódcy. Protestują z transparentami "Nie w moim imieniu" ("Not in my name"). Mówią, że wojna jest zła. Dla tych, którzy fizycznie biorą udział w wojnie: dla żołnierzy na froncie, nie jest to takie łatwe. Pojechali tam, nacierpieli się, ryzykowali swoje życie, niektórzy z nich je stracili. Dlatego muszą nadawać wojnie jakiś sens. Przyjęcie, że ich cierpienie, poświęcenie, ich praca były wykorzystane i sterowane przez przywódców, którzy nie mieli dobrych intencji, przyjęcie, że ich udział w wojnie nie służy dobru, tylko czyjemuś zyskowi - takie przekonanie mocno uderzyłoby w ich poczucie sensu własnego życia i cierpienia. Dlatego często rodziny ofiar wojny, żołnierzy, popierają przywódców, którzy wysłali ich dzieci na wojnę. Dlaczego? Bo chcą wierzyć, że ich dziecko, lub krewny zginęli za coś. Dla demokracji, dla kraju, dla wolności. Muszą nadać sens temu ogromnemu cierpieniu. To stawia też w kłopotliwej sytuacji krytyków wojny: co chcesz powiedzieć tym, którzy ponieśli stratę?
Odwrócenie się od przywódców, którzy wywołali wojnę jest trudne. Ten film pokazuje właśnie taki trudny, gorzki moment. Pewien Amerykanin popierał wojnę w Iraku, ponieważ wierzył, że będzie to zemsta za śmierć jego syna, który zginął w ataku na World Trade Center. Pozwolił napisać jego imię na bombie zrzuconej potem na Irak, jako znak zemsty. Kiedy prezydent Bush przyznał, że wojna z Irakiem nie ma związku z atakiem na WTC, ten człowiek załamał się. W filmie mówi: "Rząd wykorzystał moje głębokie uczucia patriotyzmu i pragnienie zemsty za śmierć mojego syna".
To niesamowity moment.
To właśnie robią rządy: wykorzystują nasze uczucia, żeby przekonać nas o sensie wojny.
Obejrzyjcie.
Film zwraca uwagę na największy problem związany z amerykańską wojną: śledzi powstanie przemysłu wojskowego i tego, jak korporacje, poprzez prywatyzację, przejęły władzę nad sektorem bezpieczeństwa. Powstały ogromne prywatne armie, takie te należące do Halliburton i Blackwater, które ciągną pieniądze z państwowego budżetu. Korporacjom zajmującym się prowadzeniem wojen za pieniądze zależy na tym, aby wojny trwały... Najlepiej opisuje to Naomi Klein w książce "Doktryna Szoku".
Nie ma co ukrywać: Klein to ostatnio moja idolka i objawienie. Ale o tym w następnym poście...

Czytaj dalej...

Ziuta bloguje od dziś!

Hej wszystkim... Oto pierwszy post Ziuty, mojej blogerskiej alter ego. Mam też inne wcielenia, które poznacie niedługo. Będzie politycznie. Eksperymentalnie. Nie wiadomo na jak długo.
Na razie podzielę się z wami tym, co mnie ostatnio wciąga.
I obejrzę sobie mój nowy pokój, czyli blogspot...

Z.
Czytaj dalej...